Kto może wygrać starcie – ten, do którego nie odnoszą się prawa Murphy'ego, czy ten, do którego nie odnoszą się prawa fizyki? Zadecyduje ten, do którego nie odnoszą się prawa logiki.
Ciężko uciekać przed półbogiem, będąc podziurawionym, jak ser szwajcarski. Lecz sam półbóg jest taki fabrycznie. Walka pomiędzy dwoma silnymi przeciwnikami daje nam porządną dozę utęsknionej szybkiej akcji, choć przypomina to bardziej jakiś hollywoodzki film.
Ciężko również zasadzić fraga komuś, kto ma włączony godmode. Jednak tangerynka- wróć, Zangerin kpt Kyōraku, jako Hadō poziomu 78. wygląda efektownie. Tu pojawia się różnica między efektownością a efektywnością.
Kubo pozwala nam złapać oddech, przerzucając nas w miejsce, gdzie inni Shinigami spotykają się z Gerardem i jego magiczną peleryną. Na tyle magiczną, że Yhwach nie widział przeciwwskazań, by była czerwona.
„Hurr durr, czwórko Shinigami na poziomie kapitana, załatwię was!” Gerard albo ma naprawdę porządnego asa w naramienniku, albo przed wyjściem powinien był nalać do czaszki pokonanego wroga czegoś innego. Z drugiej strony, pan Walkiria może posłużyć jako plot device do wymuszenia na Shinjim zdradzenie swojego Bankai. Bo na Uraharę jakoś nie liczę.
Właśnie, Bankai. Puenta dzisiejszego rozdziału. Z iście hitchcockowskim kunsztem Kubo najpierw wywołał lawinę, kiedy zmusił Ukitake do powstrzymania Shunsuia w trakcie walki z Aizenem, tak, by napięcie rosło aż do dnia dzisiejszego. Albo do przyszłego tygodnia, bo dziś widzimy tylko jakieś mhroczne łapki.
Sam rozdział stoi na dość wysokim poziomie, co, mam nadzieję, oznacza tendencję wzrostową, bo poziom mangi waha się jak nastrój kobiety z zaburzeniem dwubiegunowym. 9/10. Shinji, gadanie ostatnio nie idzie Ci najlepiej.