I tak oto, 14 lat, 2 miesiące i 11 dni od premiery pierwszego tomu mangi Bleach doszliśmy do magicznej bariery. I doszliśmy w godnym stylu. No i rozdział w środę.
Grimmjow wyciąga rękę z Askina, który jeszcze nie wyzionął jednak ducha i zarzuca Uraharze ekstremalne metody. Kisuke w bardzo przekonujący sposób odpowiada mu, że to w końcu wojna. A Grimm to chyba czerpie jakąś perwersyjną przyjemność z wbijania ręki w cudze ciała.
Stern Ritter jednak ani myśli wyciągnąć nogi bez pociągnięcia Grimmjowa i Kisuke za sobą. O ile Arrancar ni czorta nie ma zamiaru pogodzić się z takim stanem rzeczy, o tyle Przystojny Sklepikarz już zaczął zmawiać paciorek. A może kręcąca się wokół Gift Ball Deluxe (chwilowo-nie-)loli zdąży im pomóc?
Nie dane nam się tego dowiedzieć w tym rozdziale, gdyż Kubo przypomniał sobie o Gerardzilli i towarzyszącym mu pyskatym sopelku, do których rychło dołącza Byakuya. Między dwoma kapitanami wywiązuje się diabelnie zabawna rozmowa, z której mogłoby wynikać, jakoby Tosiek pogodził się ze swoim niedoborem centymetrów.
Licho, oto nakoksowany Quincy postanawia przerwać ich konwersację, tylko po to, by… odpadła mu ręka. Ale nie sama. Bo wiecie, dzisiaj 16 marca 2016. Otóż rękę Gerarda uchlastał sam Steve Austin Bleacha, niewidziany od walki z inną, równie niewychowaną ręką, Ken-chan. A po Yachiru dalej ani śladu.
Rozdział, w którym widzimy przejście z jednej walki do drugiej zazwyczaj jest dobry, dziś nie ma wyjątku od reguły. Kubo umie pisać takie małe, głupie rozmówki między bohaterami. 3:16/10. Może trochę więcej.
BTW, to porównanie do Steve'a Austina to nie przypadek. Dziś 16 marca 2016, czyli podwójne 3:16. Z tej okazji głośno brzęczącego szkła, zimnego piwa i wesołych Stunnerów życzy naczelny antychryst Bleach Wiki, Bartd94.